Gdy milczenie nie jest złotem
Górnictwo od wielu lat ma raczej złą prasę i nic nie wskazuje na to, aby miało się to wkrótce zmienić. Pozyskanie akceptacji jest zadaniem trudnym, ale nie niemożliwym – stanowisko wielu grup społecznych można zmodyfikować, choć wymaga to wysiłku. Jedno jest pewne: aby osiągnąć zaufanie trzeba rozmawiać, debatować, konsultować…
W ostatnim ćwierćwieczu w wyniku przemian ustrojowych w gospodarce krajowej dokonały się istotne zmiany, oczywiście również w górnictwie. Te, których dotyczy mój artykuł odnoszą się do problemów związanych ze społeczną akceptacją działalności wydobywczej. O ile przed 1989 r. problem zgody społecznej na działalność górniczą praktycznie nie istniał, to obecnie, obok uwarunkowań makroekonomicznych, jest jednym z pierwszorzędnych warunków rozpoczęcia, a często i kontynuowania prowadzonej już eksploatacji. Temat jest aktualny, świadczy o tym praktyka dużych zakładów górniczych, w których działalność public relation jest traktowana bardzo poważnie. W mediach pojawiają się liczne artykuły donoszące głównie o protestach społecznych. Również w prasie branżowej problem komunikacji pomiędzy przedsiębiorstwem górniczym i społecznością lokalną jest coraz częściej poruszany. W ostatnim numerze SiMB 6/2014 Małgorzata Skórska w artykule pt. „Komunikacja głupcze” radzi, w jaki sposób skutecznie realizować komunikację w otoczeniu kopalń. Artykuł ten zainspirował mnie do podzielenia się własnymi przemyśleniami w tej dziedzinie.
Kto uczestniczy w debatach w sprawie inwestycji górniczych?
Rozpoczęcie działalności górniczej wymaga m.in. wprowadzenia zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, wykonania oceny oddziaływania przedsięwzięcia na środowisko. W procedurach planistycznych oraz w postępowaniu w sprawie uzyskania decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych ustawodawca przewidział konsultacje społeczne. W planowanych przedsięwzięciach górniczych otwarte spotkania i debaty mają kluczowe znaczenie dla pozyskania zgody społecznej. Bez niej przedsięwzięcie nie może być realizowane. Są i tu możliwe odstępstwa, jednak w praktyce pozyskanie zgody społecznej jest warunkiem sine qua non. W debatach dotyczących inwestycji górniczych biorą udział różni uczestnicy, z spośród których można wyodrębnić pewne charakterystyczne grupy. Do pierwszej zaliczyłbym uczestników, którzy reprezentują swoje własne, osobiste interesy związane z miejscem zamieszkania na terenach przyszłej inwestycji albo w jej sąsiedztwie. W wyniku realizacji projektu mogą odnieść pewne straty, nie są też pewni co do obiecywanych korzyści. Ich nieruchomość leży w granicach złoża albo zaraz w jego sąsiedztwie, liczą się więc z koniecznością przesiedlenia albo ze zwiększoną uciążliwością hałasową, wzrostem zapylenia itp. Ci reprezentują własne stanowisko, wynikające z bezpośredniej relacji z projektowaną lub istniejącą kopalnią. W trakcie debat można wpłynąć na ich nastawienie. Można pozyskać ich akceptację, mimo że z reguły na początku przeważają stanowiska niechętne, co jest zupełnie zrozumiałe, bo każda zmiana status quo, szczególnie w odniesieniu do miejsca zamieszkania, niesie za sobą określone ryzyko. Położenie nieruchomości względem planowanych granic eksploatacji jest niezwykle istotne. Ci, których nieruchomość leży nad planowanym do eksploatacji złożem będą objęci procesem relokacji, ale jednocześnie staną się największymi bezpośrednimi benefi cjentami nadchodzących zmian, podczas gdy ludzie mieszkający w otoczeniu planowanej inwestycji będą narażeni na pewien realny dyskomfort wynikający z bliskości realizowanego przedsięwzięcia. Oni również będą benefi cjentami jako mieszkańcy dobrze prosperującej gminy, jednak te korzyści nie będą bezpośrednie. W wielu obserwowanych przeze mnie przypadkach stosunek do projektu górniczego zależał właśnie od tej wytyczonej w realnej przestrzeni linii podziału. Niezależnie od położenia w stosunku do złoża i projektowanej kopalni, ta pierwsza grupa uczestników debat to grupa najważniejsza, to właśnie im należy poświęcić najwięcej uwagi, bo na ich negatywny stosunek do inwestycji górniczej w wyniku rzeczowej argumentacji można realnie wpłynąć. Inne, wymienione dalej kręgi, niezależnie od środków i sposobów przekonywania, będą niezmiennie tkwiły przy swoich stanowiskach.
Lokalni biznesmeni przeciw odkrywce
Drugą grupę stanowią osoby reprezentujące własne interesy gospodarcze związane z działalnością prowadzoną na terenach planowanej inwestycji. Są to lokalni biznesmeni, np. dzierżawcy dużych areałów ziemi nad złożem. W przypadku uruchomienia eksploatacji stopniowo stracą oni dostęp do tych terenów. Nie mają tytułu prawnego do nieruchomości, więc nie mogą liczyć na wysokie odszkodowania. Inni z kolei, korzystają z siły roboczej w regionie, która jest tania i dostępna z powodu braku konkurencyjnych miejsc pracy. Ci również stracą, bo gdy w gminie pojawi się duży pracodawca oferujący wyższe i stabilne zarobki, pozyskanie pracowników na dotychczasowych warunkach będzie mało realne. Ich niechęć do inwestycji jest zrozumiała – wynika z czystego konfl iktu interesów. Znamienne jest jednak, że w swojej argumentacji przeciwko budowie kopalni grupa ta stosuje hasła ekologiczne. W trakcie debaty nie przyznają otwarcie, że w ich interesie jest aby zarobki w regionie pozostały na dotychczasowym niskim poziomie a dzierżawa ziemi była tania jak dotychczas. Zamiast tego szermują sloganami w rodzaju „katastrofa ekologiczna”, „dewastacja krajobrazu”, „zanieczyszczenie powietrza” itp. Oni również w sposób zorganizowany starają się wpływać na innych niezdecydowanych, głównie na swoich pracowników. Dzięki wysokiej pozycji w lokalnej społeczności mogą również wywierać wpływ na wójtów i radnych. Na kolejnych spotkaniach ci sami ludzie stawiają uporczywie te same niedorzeczne zarzuty, nie czekając wcale na merytoryczną odpowiedź. Ma to na celu zasianie w umysłach niezdecydowanej części społeczności lokalnej jak najwięcej wątpliwości i wzbudzenie nieufności wobec inwestora. Jest jasne, że tych, reprezentujących własne interesy gospodarcze nie sposób przekonać do zmiany stanowiska. Można co najwyżej cierpliwie i bez emocji merytorycznie dezawuować nieprawdziwe zarzuty lub próbować zdyskredytować ich autorów, wyjaśniając rzeczywiste intencje, ukryte za powtarzanymi jak mantra ekologicznymi sloganami.
Politycy – zakładnicy własnych haseł wyborczych
Trzecią grupę stanowią samorządowcy i politycy – począwszy od radnych gmin, wójtów, na posłach i senatorach skończywszy. Ci reprezentują różne stanowiska, jednak często są zakładnikami własnych haseł wyborczych. Ta zależność jest najsilniejsza na najniższym poziomie samorządów, czyli w gminach. Często się zdarza, że wójt albo radny został wybrany na bazie sprzeciwu wobec planowanej inwestycji. Mimo realnych korzyści, jakie gmina możne odnieść z tytułu funkcjonowania kopalni, trudno im zmienić. dotychczasowe stanowisko i wytłumaczyć to swoim wyborcom. Przedstawiciele samorządów wojewódzkich i posłowie, którzy obserwują problem z dalszej perspektywy, znając szerszy wymiar i znaczenie przedsięwzięcia górniczego dla regionu najczęściej reprezentują stanowisko przychylne inwestycji.
Ekolodzy czy ekole?
Do czwartej grupy zaliczyłbym przedstawicieli organizacji ekologicznych. Mam problem z tym pojęciem. Ekologia w pierwotnym znaczeniu określa naukę o wzajemnych relacjach organizmów oraz ich zależnościach od środowiska, jednak na stałe pojęcie to zakorzeniło się w języku polskim, odnosząc się do wszystkiego, co tyczy ochrony środowiska. Przedstawicieli organizacji ekologicznych czyli tzw. ekologów, w popularnym znaczeniu tego słowa, ze względu na destrukcyjną działalność i w analogii do pseudokibiców i kiboli nazwałbym raczej pseudoekologami albo ekolami. Interes jaki reprezentują niezmiernie rzadko jest zbieżny z rzeczywistym interesem środowiska, którego jednym z ważnych elementów jest również człowiek. Reprezentują stanowisko negatywne niezależnie od rodzaju inwestycji i stojących za nią argumentów.
Cały materiał dostępny w magazynie "Surowce i Maszyny Budowlane" 1/2015
Fot. Photogenica