Dla nas nie ma rzeczy trudnych
Kto w branży kruszyw nie zna ludzi z Budkrusza? Niektórym może przeszkadzać ich bezpośredniość, ale jeśli chodzi o pracę, nikt nie ma wątpliwości, że to profesjonaliści. Można się o tym przekonać również oglądając biura projektowe i hale montażowe w Aleksandrowie Kujawskim.
Widać, że tablica stojąca przy osiedlu położonym naprzeciwko hal produkcyjnych Budkrusza wiele przeszła. Ale napis jest wciąż dobrze czytelny: „W 35-lecie powstania PRL i w 60-lecie uzyskania praw miejskich przez Aleksandrów Kujawski oddano pierwszy blok z kolonii mieszkaniowej pracownikom zakładów Budkrusz. Wrzesień 1979”.
Kilkadziesiąt metrów obok – ogromne hale montażowe. Wewnątrz, przy kilku stołach, pracownicy spawają elementy metalowych konstrukcji. Niedaleko korpus kruszarki czeka na dalszą obróbkę. W innej części montażowni, do pomalowanych już na biało fragmentów przenośnika niedawno przymocowano bęben i napędy
W hali z przewodnikiem
Dariusz Brzoska, dyrektor techniczno-handlowy, jest moim przewodnikiem. – W czym jesteśmy dobrzy? Z pewnością w budowie przenośników taśmowych. Firma, powstając, była przystosowana do montażu dużych konstrukcji stalowych, które do dziś wykonujemy – mówi. – Mamy suwnice na każdej hali, a na największej dwie po 12,5 ton, z możliwością pracy wspólnej. Ponadto dysponujemy sporymi maszynami do obróbki skrawaniem, nieczęsto spotykanymi w tym regionie Polski.
Na stole w rogu hali dokumentacja techniczna, obok młotek i suwmiarka. Na osłonie spawalniczej napisane na biało imię „Tomek”. – Mamy sporo młodych pracowników, ale i wielu takich z bardzo dużym doświadczeniem, którzy pamiętają jeszcze dawne, państwowe przedsiębiorstwo. Są tu od 30-40 lat i traktują firmę jak drugi dom – zapewnia D. Brzoska.
Mężczyzna, który śrutuje kawał metalu, wygląda nieco „kosmicznie”, ubrany w grubą kamizelę i masywny kask. Trudno wytrzymać hałas, jaki panuje w tym pomieszczeniu, więc po zrobieniu kilku zdjęć wychodzimy ponownie do hali. Gotowe części zakładów przeróbczych czekają na wysłanie. Tunel zasypowy, koła odwadniacza… Wychodzimy na zewnętrzny plac, który również okresowo zapełniany jest wykonanymi już konstrukcjami. – Teraz dość pusty, ale gdy pracowaliśmy przy Rogoźnicy dla Colasa, sprzętu było tu na kilka metrów w górę – podkreśla dyrektor Budkrusza. Nad czym firma pracuje obecnie? – Mamy kilka realizowanych prac, np. dla PPMD Rzeszów na zakładziedzie w Lipowicy. Na horyzoncie pojawiło się też inne zlecenie, którym na razie nie chcemy się chwalić. Ale jest szansa, że znów będziemy robili największy projekt w kruszywach w Polsce – mówi Dariusz Brzoska, kierując się w stronę biurowca.
Klienci wracają
W jego gabinecie – pamiątki z zawodów sportowych, kalendarz z jednej z kopalni, na ścianie tarcza i strzałki. Przy biurku czeka już na nas Robert Gradowski, kierownik ds. zaopatrzenia, oraz Roman Otlewski – wiceprezes zarządu, który jest w Budkruszu od samego początku. – Firma powstała w 1967 r., jako przedsiębiorstwo państwowe. Wówczas zatrudniała ponad 1000 osób. Piętnaście lat temu, na jej gruzach, powstała nowa spółka – tłumaczy.
Wówczas, w początkach jej działalności, konstrukcje były przede wszystkim cięższe. Brakowało profili zamkniętych, inne były napędy – prostsze, złożone z silnika, przekładni i sprzęgieł. Dziś wystarczy motoreduktor montowany na wale bębna. – Mniej surowe były też wymogi w zakresie BHP – zaznacza prezes. – Dziś musimy instalować masę czujników instalacji i osłon. Konkurencja na rynku, na którym działa Budkrusz, jest dość mocna. W czasach, gdy kopalnie kruszyw inwestują dużo mniej niż jeszcze kilka lat temu, każdy klient jest na wagę złota. Na co zwraca uwagę? – Najpierw na cenę, choć w przypadku tańszych rozwiązań pojawiały się przypadki, że konstrukcje montowane przez niepewne firmy łamały się, gięły – mówi prezes Otlewski. – My bazujemy na wieloletnim doświadczeniu, na udoskonalanej od dawna dokumentacji. Nasze projekty zawsze są tak dobrze obliczone, że awarie nie występują. Na szczęście coraz więcej klientów dochodzi do wniosku, że na jakości nie można oszczędzać. – Masz klimę albo uchylone okno – dorzuca Robert Gradowski.
Potwierdzeniem słów prezesa o jakości prac Budkrusza są systematycznie wracający do firmy odbiorcy. – Do współpracy, do naszych rozwiązań, pomysłów musimy przekonywać tylko nowych klientów – zaznacza Dariusz Brzoska. – Stali kontrahenci, z którymi robimy kolejne zakłady, to nasza najlepsza rekomendacja. Oni widzą, że wszystko zostanie zrobione dobrze. – Projektujecie, montujecie. Budujecie kompletne zakłady. Które prace są dla was najtrudniejsze? – pytam na koniec. Zapada cisza. Chwila zastanowienia. W końcu odzywa się Robert Gradowski: – Dla nas nie ma rzeczy trudnych.
Materiał pojawił się w numerze 1/2016 magazynu "Surowce i Maszyny Budowlane"
Unikatowe materiały, wywiady i informacje z branży co tydzień na Twojej skrzynce!
Zapisz się na newsletter'a!