Oby rok 2011 się powtarzał
– Optymalnym scenariuszem, świadczącym o stabilizacji, byłby powrót do poziomu produkcji kruszyw z roku 2010. Niestety, może ona mocno spaść w r. 2014, i w 2015. – mówi Aleksander Kabziński, prezes Polskiego Związku Producentów Kruszyw Jak zatem branża powinna przygotować się na trudniejsze czasy?

• Jak skończy się ten rok dla branży kruszyw? Katastrofą?
Jeżeli patrzeć w kategoriach ubiegłego roku, to będzie bardzo źle. Natomiast trzeba pamiętać, że 2011 r. był „wielkim skokiem”. Dobrze, że się zdarzył i oby się powtarzał. Optymalnym scenariuszem, świadczącym o pewnej stabilizacji, byłby powrót do poziomu z roku 2010, kiedy wyprodukowaliśmy ponad 60 mln ton kruszyw naturalnych łamanych i około 160 mln ton piasków i żwirów. Ubiegły rok był po prostu szalony. Razem z „wapnem”, które pracowało na rzecz kruszyw, wytworzono ponad 100 mln ton kruszyw naturalnych łamanych, ponad 250 mln ton piasków i żwirów. Niektóre województwa miały ogromne przyrosty, np. podkarpackie, łódzkie. Tam realizowano duże budowy liniowe.
![]() |
• Jakich spadków produkcji spodziewa się pan na koniec 2012?
Uważam, że najlepsze firmy na koniec roku będą miały spadek ilościowy sprzedaży, w stosunku do ub. r., na poziomie ok. 20 proc. Nie najlepiej jest również z płynnością. Już dziś są przedsiębiorstwa, które mają 3 kwartały bez płynności i spadek produkcji nawet o ponad 60 proc.
• Wierzy pan, że niedawne obietnice premiera odnośnie nowego programu budowy dróg coś zmienią?
Jeżeli na budowę dróg w latach 2012- 2015 przeznaczy się 43 mld złotych, to z tego może ok. 3 mld pójdzie na kruszywa. Zatem na „nowy program” premiera Tuska będzie potrzeba zaledwie ok. 10 mln ton kruszyw przez cztery lata. 43 mld do 2015 r. – to znaczy przecież, że trzeba jeszcze z tego, w tym roku, zapłacić za zakończone roboty. A niech pan popatrzy, wiele prac jest na tyle zaawansowanych, że nie potrzebuje już pierwotnego zapotrzebowania na kruszywa, a jedynie 30, maks 40% – to wszystko.
• Co powinna zrobić branża?
Musimy się przestawić, przypomnieć sobie, że są drogi samorządowe, roboty hydrotechniczne, a nawet drogi w lasach… Musimy ostrożnie patrzeć na kolej. Musi pojawić się nowe spojrzenie. Będziemy mieli coraz częściej przebudowy, modernizacje, gdzie zapotrzebowanie nie jest stuprocentowe. Coraz więcej będzie też recyklingu. Już teraz dopuszcza się duży udział odzyskiwanego asfaltu w postaci destruktu.
Wracając jeszcze do 2011… Trzeba powiedzieć, że w ubiegłym roku branża wytworzyła więcej niż to, co określaliśmy jako jej zdolność.
• Jakim cudem?
Naraz „uruchomili się” mali i średni, realizując lokalne przedsięwzięcia, a duzi i wielcy szli pełną parą. Mali przez lata produkowali 100 tys., a w ubiegłym roku – milion. W tej chwili czytam bilans za 2011 r. trochę jak powieść detektywistyczną. To fascynujące dla kruszywiarza. Nie bez znaczenia było też zalegalizowanie części wydobycia kopalin bez koncesji.
Uruchomiono więc nowe moce, nowe kopalnie, ale nie wpłynęło to aż tak bardzo na ogólny bilans, bowiem największe ilości wytworzyli ci, którzy tradycyjnie byli dobrzy. Gdy ktoś dotychczas robił 3 mln, to w ubiegłym roku wyprodukował 6 mln. Z jednego powiatu kieleckiego wyjechało w zeszłym roku 27 mln ton kruszyw, czyli 27% kruszyw naturalnych łamanych w Polsce. Z jednego powiatu! Wykorzystał on rentę geograficzną – dobre położenie – oraz to, że Dolny Śląsk nie miał zdolności wywozowej.
Podkreślę jeszcze raz: to, co było w 2011, nie powtórzy się, a szkoda. Kto oszczędnie inwestował, dbał o relacje z klientami, był ostrożny, a nie działał na zasadzie „hulaj dusza bez rozsądku”, zaciągając kolejne kredyty, ma szansę pozostania na rynku. Inni albo już ogłosili upadłość, albo czekają na nią. Cóż, pojawiło się wielu przypadkowych przedsiębiorców, dla których kruszywa były tylko czymś wspomagającym do osiągnięcia celu na przykład w budowie dróg, którego – nawiasem mówiąc – nie umieli osiągnąć. Tymczasem trzeba pamiętać, że produkcja kruszyw to wprawdzie nie budowa promów kosmicznych, ale solidnie powtarzane działanie, w stały, jednakowy sposób.
Dziś niezwykle ważnym staje się ten, kto będzie wytwarzał materiał powtarzalny, o wystarczającej jakości.
![]() |
• Jest wiele strategii mówiących o tym, jak się zachować wobec kryzysu, który w branży kruszyw jest stanem częstszym niż boom. Jaką drogę, rozwiązania wybierają najczęściej producenci surowców skalnych?
Każdy z nich ma swój indywidualny pomysł. U większości natomiast widać bardzo poważne podejście do pracowników. Powiedziałbym, że kwestia załogi jest u wielu przedsiębiorców na pierwszym planie – to są często wyselekcjonowane zespoły, których nie da się zbudować lub odbudować z dnia na dzień.
Niestety, wśród tzw. strategii pojawiają się i przypadki stosowania cen dumpingowych. Mogę z łatwością wyliczyć, kto tak postępuje… Pewne jest, że dziś procentuje lojalność, relacje budowane przez lata z partnerami, odbiorcami. Bardziej niż zaniżona cena będzie liczyła się jakość, solidność i rzetelność, będzie liczyć się niezawodność dostaw.
• Przyszłość producentów kruszyw zależy też od środków, jakie Polska dostanie z Unii w najbliższych latach.
Tak, pieniądze oczywiście są ważne – czekamy na drugi budżet. Jednak tu jest i druga kwestia: w budownictwie zamawiający nie są przygotowani na inwestycje. Jak budować drogi, gdy tereny nie są wypłaszczone, nie ma przygotowanych projektów? Chyba że znowu będą to projekty – kalki.
• Niedługo nie będzie miał kto budować…
Wszystkie firmy, które zbankrutowały, to były dobre przedsiębiorstwa, ale realizujące inne rodzajowe projekty budowlane, mające doświadczenie w odmiennych inwestycjach. Mieliśmy teraz nawet 20 poziomów podwykonawstwa! Kiedyś określone grupy zajmowały się określonym asortymentem. Spece od podbudowy robili tylko dobre podbudowy, spece od mieszanek mineralno-sortowych – mieszanki. To były zorganizowane zespoły z tradycją i doświadczeniem. Miejmy więc dziś pretensje o to, że program budowy dróg został powierzony do realizacji dyletantom – zarówno wśród zamawiających, jak i wykonawców. Drogi to przecież zbyt poważna rzecz, żeby się nią bawili amatorzy.
• Czemu tak się stało?
Podstawową przyczyną jest fakt, że w latach 2007- 2012 za łatwo przyszły nam środki unijne. Proszę pana, gdy człowiek się spoci przy zarabianiu każdej złotówki, to ma inne podejście do ich wydawania. Natomiast jak je łatwo dostaje… I to od ludzi, którzy w życiu jeszcze nic nie zarobili, a zajmują się zawsze tylko wydawaniem i rozdzielaniem pieniędzy…
Na dziś przestałbym płacić tej części administracji, która jest niepotrzebna. Jeżeli mamy mniej pieniędzy, mniej realizujemy, to po co nam 500 tys. osób w administracji? Słyszałem, że około 70-90 tys. ludzi w Polsce zajmuje się tylko zagospodarowaniem pieniędzy unijnych. Przykład na dziś: na sześciu przedsiębiorców naszej branży wypada jedna osoba, która w administracji zajmuje się odpadami wydobywczymi. Czy wszyscy są potrzebni? Przyglądają się różnym dokumentom, które sami tworzą, ustaleniom, które proponują, mówiąc w końcu i tak „nie”, zamiast wychodzić ze skóry żeby pomóc i być „na tak”.
• Na zakończenie. Panie prezesie, jak krzywa wydobycia będzie kształtować się w najbliższych latach?
Uważam, że przez 5 lat będzie spadać.
• Łagodnie czy ostro w dół?
Może mocno spaść w r. 2014 i w 2015. Największym bólem jest to, że wówczas jeszcze nie wejdą ewentualne pieniądze unijne. Poza tym np. samorządy mogą nie mieć zdolności absorpcji pieniędzy, bo nie mają na wkłady własne.
Wiemy, że budownictwo będzie wymagać kruszyw. Chciałbym, żebyśmy pod koniec roku 2014, 2015, mogli powiedzieć, że zrobiliśmy 200 mln ton dobrych, potrzebnych kruszyw.
Rozmawiał Przemysław Płonka
Wywiad został opublikowany w magazynie "SiMB" nr 6/2012